Dzisiaj bohaterem naszego cyklu jest Marek, który na początku nie odczuwał zbytniej przyjemności z gry w tenisa, ale dziś jest jednym z czołowych zawodników I ligi!
Marek jest lekarzem – pracuje w gorzowskim szpitalu na oddziale chirurgii. W wolnych chwilach śpiewa w chórze, ale znacznie więcej czasu poświęca na grę w tenisa. Na kortach przy Baczewskiego po raz pierwszy pojawił się przy okazji rozpoczęcia zeszłorocznej ligi letniej.
Jak przyznaje klubowicz, na początku było ciężko, jego gra pozostawiała wiele do życzenia: – Mówiąc krótko: wstyd i dobrze, że nikt tego nie nagrywał (śmiech). Nie mogłem trafić w piłkę lub kort. Regularne treningi (jeden raz w tygodniu) pozwoliły, by rozwinąć umiejętności. To nie była rewolucja, ale ewolucja. Backhand przyszedł później, forehand wcześniej, w międzyczasie pojawił się serwis i nie odpuszcza – wydaje mi się, że jestem jednym z lepiej serwujących zawodników w mojej klasie rozgrywkowej – mówi Marek.
Zawodnik podkreśla, że by być dobrym, należy dużo grać i mieć pojęcie co robić na korcie: – Trzeba czerpać od instruktorów wiedzę i wprowadzać wskazówki w życie oraz pracować nad nimi w formie mentalnej. Należy natychmiast korygować w głowie swoje błędy. Dzięki takiemu podejściu, w pewnym momencie tenis zaczął mi już sprawiać przyjemność – przyznaje gorzowianin.
Na koniec pewna ciekawostka. Z Markiem rozmawialiśmy tuż po zwycięskim meczu z Grzegorzem. Oto jak skomentował wynik spotkania: – Ostatni mecz edycji letniej zagrałem z kolegą lekarzem. Przegrałem, bo popełniłem bardzo dużo niewymuszonych błędów. Grałem jednak dobrze, jak na kompletnego żółtodzioba. W edycji zimowej, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, jest rewelacja. Przegrałem dwa mecze, a wygrałem 22, z kolegą doktorem wygrałem dziś 6:0, 6:0. Nie chwalę się, po prostu odczuwam radość. Mam bowiem dystans do tenisa, bo wiem, jak jest trudny.